Polska wiejska



piątek, 26 czerwca 2015

A Słowo Ciałem się stało! -Wsi malowana ♡

Na początku był CHAOS...
            - Ależ NIE! Poprawka!
Na początku było SŁOWO...
            - Nie, nie, nie! Było słowo i  chaos...
Według Pisma Świętego to słowo dało ład i początek. Według mitologii chaos dał  początek i jedna wersja i druga z sobą nie koliduje. Tak jest na wsi było i będzie, że wiara miesza się z pogaństwem i ludową mądrością. Nawet początek wszystkiego łączy dwa przeciwstawne pojęcia.
     Z tą tezą utożsamiam się bardzo, ponieważ typowy wiejski dualizm przepełnia mnie od środka. Po pierwsze łącze słowo z moim grafomaństwem i Wam je tu prezentuje.
Ale mniejsza w to!

Wypadałoby się przedstawić. Mam na imię Angelika i mieszkam na wsi! (W tym momencie wszyscy rodem z meetingu AA odpowiadają mi "CZESC"). Liczę sobie ćwierć wieku. Wygrałam program "Rolnik szuka żony" do którego nigdy się nie zgłaszalam. Jestem szczęśliwą mamą dla prawie dwumiesięcznego Feliksa Tadeusza. Mój mąż według starego, wiejskiego obyczaju zabrał się za uprawę fasoli, zamiast na polu, to w moim brzuchu i tak pożegnałam się, raczej na rok z moim licencjatem i magistrem- bo studiowałam dwa kierunki jednocześnie.  Panie postępów zarzucą mi, że studia z ciążą można pogodzić. Otóż można, gdy ciąża nie jest pretekstem do wczasów w szpitalu. Kolejnym przewrotem było, jak to zazwyczaj w wiejskich obyczajach bywa, wesele. Bo jak ciąża trzeba się ożenić i tak też się stało i od tej pory pożegnałam się z życiem wielko i mało miejskim.
 Stało się!

Mieszkam we wsi, a właściwie w kolonii Gąski. Kolonia dlatego bo w przeciągu kilometra nie ma żadnych innych zabudowań poza naszym gospodarstwem. A żeby było typowo po wiejsku to mieszkamy "na kupie" i to jest cudowne, bo w domu jest nas ośmioro i reprezentujemy 4 pokolenia. Tj. Prababcia, dziadkowie, rodzice i ciocie oraz mały Felek! Tak typowo wiejsko wielopokoleniowo.
Nie mamy krów i świń, czy też koni, mamy drób wszelaki i koty co idealnie ze sobą współgra. (Np. Koty namiętnie wyjadają małe gołąbki, a mój teść grozi im dubeltówką, ponieważ gołębnik  ma wartość sentymentalną po dziadku.)

Są i bociany, lecz w tym roku nie gniazdują. Szczerze nie wiem dlaczego, babcia twierdzi, że dziadka nie ma i dlatego. A może to ja winna. Rok temu porzuciły małego nielota, to go w sierpniu podkarmiali wątrobką i małymi rybkami. Dziadek dbał o małego "Wojtka" który biegał z kurami w kurniku, dopóki się nie nauczył przelatywać przez siatkę i wracać do gniazda. W podzięce zostawił mi synka i odleciał pod koniec września.
Natomiast dziś w kuchnii zasłyszałam od babci, że bociany gniazduja u nas 25 lat. Tak się składa, że tuż przed narodzinami mojego męża założyły gniazdo  na słupie elektrycznym. Dziecka spodziewano się u cioci, która wówczas mieszkała w naszym domu świeżo po ślubie z wujkiem. Lecz bociany wybrały kogo innego i tak jako 3 dziecko urodził się mój mąż.

Pod koniec sierpnia rok temu, mąż mój,a ówczesny chłopak siał rzepak i ja jako zakochana dziewczyna, która miała trochę wakacji, żeby mu nie było smutno zasialam  z nim 70 hektarów plus syna. Urodziłam go na początku maja gdy zakwita rzepak i tak  się maluszkowi spodobało, że zrobił się cały żółty i musieliśmy zostać przez tydzień w szpitalu.

Zycie na wsi jest jak te wszystkie Rancza, Rozlewiska niby nuda, ale nigdy nie wiesz co kogo zaskoczy... moje życie tak się zmieniło
..... i właśnie dziecko się obudziło!! Dlatego lece karmic. Buziaki hej!